KOSZMAR ŻELAZNEGO

PIN

Niesamowitym jest dla mnie mierzyć się z tym co niesie nam teraźniejszość.
Przy czym nie staram się jej oceniać, tylko obserwować i dostosowywać.
Przeszliśmy od etapu skrajnego indywidualizmu, którego kluczowymi hasłami były; wolny rynek i wolność jednostki, do odporności stadnej. Zapalnikiem tego procesu było stwierdzenie, że „ważniejsze od Twojego życia jest egzystencja drugiej osoby, ważniejsze od Twojej osobistej odpowiedzialności za siebie samego jest odpowiedzialność za innych”.
Nie ma przy tym dyskusji na temat przestrzegania jakichkolwiek zasad przez osobę, za którą masz być odpowiedzialny. W moich rozmyślaniach nie pomaga świadomość, że nie wykonuję żadnego bezpiecznego i użytecznego z punktu widzenia społecznego i zdrowotnego zawodu! Nie handluję alkoholem (jego konsumpcja wzrosła wg różnych danych o 40-70% ), nie handluje cukrem (wzrost 330%), nie jestem przedstawicielem branży IT ani lekarzem czy księdzem. W zasadzie, uświadomiłem sobie, że nawet zdrowy nie jestem, chociaż bardzo się starałem!!! Do marca zeszłego roku definicyjnie wg WHO byłem, ale ponieważ z tą datą straciłem dobrostan psycho-fizyczny i możliwość wykonywania społecznie użytecznych czynności muszę przyznać z bólem, że CHORUJĘ! Wiem co teraz myślicie… DEPRESJA! Tym bardziej, że pisałem ten tekst w światowym dniu walki z nią właśnie. Może macie racje, ale nie rozczulajcie się nade mną. Mimo proponowanej przez lekarzy ingerencji farmakologicznej i zwiększonych nakładów państwa na psychiatrię (uwielbiam polityków… najpierw prowokują problem później „bosko” nas z niego próbują wyprowadzić) radzę sobie jakoś bez jednego i drugiego. Akceptuję nawet, że jestem wyrzutkiem społecznym, którego podobnie jak przedstawicieli świata kultury, sztuki i wolnych/niezależnych zawodów (restauratorzy, hotelarze) uczyniono winnym zaistniałej sytuacji tym samym powinienem szukać nowej ścieżki w jakże podłym i mało istotnym na tle pozostałych życiu.
Uświadomiłem sobie, jak wielkie zagrożenie stanowiłem dla społeczeństwa przez niemal 40 lat mojego życia pełnego kretyńskiej dbałości o przestrzeganie podstawowych zasad.
PRZEPRASZAM… to chyba pozostaje mi powiedzieć.
I tak sobie pochlipując cichutko… zasnąłem.

Przyśniły mi się moje ukochane i znienawidzone Hawaje!
I oto stoję na starcie razem z 2500 uczestnikami wyselekcjonowanymi spośród 60000 startujących w zawodach kwalifikacyjnych na całym świecie. To niesamowite drżenie wody gdy wszyscy stoją na piaszczystej plaży co chwila zalewanej kolejną długą falą, czekając na sygnał do wypłynięcia na linię startu. Wiem, że muzyka, która płynie z głośników ma podkreślać niepowtarzalność tej chwili, ale z tym nie walczę, poddaję się temu chociaż wolałbym ciszę. Wreszcie wolno nam dopłynąć do miejsca startu. Nie spieszę się. Pozwalam wodzie dotknąć każdego fragmentu mojego ciała. Unikam jakichkolwiek zawirowań i bąbli. Po kilkunastu ruchach już wiem, że dziś się „dogadamy”. Sędziowie na deskach muszą się nieźle nagimnastykować aby utrzymać nas na linii. Czuję napięcie innych, ale ja pozostaję spokojny, wręcz wewnętrznie uśmiechnięty.
Wreszcie wystrzał armatni, który w ułamku sekundy uwalnia skumulowaną energię 2500 ciał! Triathlonu nie wygrywa się pływaniem, ale… można go przegrać już na tym etapie i może dlatego tak wielu, zapominając, że przed nami jeszcze co najmniej 8h rozpoczynają szaleńczo. Jednak po 400 m są już na czele Ci, którzy byli najlepiej przygotowani. Płynę w okolicach pierwszej setki i jestem szczęśliwy! Na 1900m za statkiem zakotwiczonym na połowie trasy zatrzymują nas sędziowie. Krzyczą z motorówek, że teraz wszyscy płyniemy razem i zakładamy koła ratunkowe bo z tyłu jest kilku, którzy płyną odkrytą żabką i się męczą. Ponadto są meduzy a w oddali widać ogromną falę i będzie bezpieczniej. Na samym początku… niedowierzanie. Później wydaje nam się, że jesteśmy w ukrytej kamerze. Ale jakoś wcale nie chce nam się śmiać. Na nic się zdaje tłumaczenie pierwszych, że wszyscy mieli równe szanse aby się przygotować. Koła „ratunkowe” obcierają nasze ciała i krępują ruchy. W otwarte rany wżera się sól! Nie działają kolejne sugestie z naszej strony. „Sprawiedliwi” wiedzą lepiej! Absurdalności sytuacji dodaje fakt, że już po chwili na motorówkach dopływają naukowcy od meduz, fal i bezpieczeństwa w wodzie, ale nikt nie wchodzi do wody tylko powołując się na badania przekonują, że w ten sposób wszyscy będziemy bezpieczni! Po pewnym czasie najszybsi (może mieli talent, a może ciężko pracowali) pływacy ociekają krwią z ran wokół bioder, ale specjaliści od bezpieczeństwa przekonują, że koła są ok i są niezbędne niezależnie od tego czy potrafisz czy nie potrafisz pływać. Dla potwierdzenia zakładają je w motorówkach. Drętwiejąc pytamy o falę, której nie zauważyliśmy, ale w odpowiedzi dowiadujemy się, że w oddali widać kolejną a naukowcy przewidują jeszcze kilka zdecydowanie większych! Marzniemy bo to już trzecia godzina oczekiwania na najsłabszych. Jak można marznąć na Hawajach? Jeżeli wcześniej spaliłeś tkankę tłuszczową do
4-6% aby bez zbędnego balastu dotknąć granicy siebie, to można! Dopływają kolejne osoby. Pytamy, czy odczuli jakąś falę, ale zaprzeczają. Oni z kolei pytają, dlaczego czekamy i czują się niezręcznie usłyszawszy, że to dla Nich, tym bardziej, że wokół statku jest coraz ciaśniej. Najwolniejsi doganiają poranionych i zmęczonych prowadzących, ale żadna ze stron nie była przygotowana do takiego scenariusza! Za dużo, za ciasno, boleśnie. Zawodnicy zaczynają być wobec siebie coraz bardziej agresywni. Dochodzi do mniejszych i większych utarczek. Wyścig, który ktoś nieodpowiedzialny lub cyniczny przekształcił w „wyścig pokoju”, podobnie jak jego kolarski protoplasta stał się wielka jatką! Zwabione ruchem ciał i krwią podpływają rekiny. Przestraszeni startujący wykonują coraz bardziej szlone ruchy. To nie pomaga! Rekiny zjadają kolejnych pływaków, którzy nie zapanowali nad strachem!. Krew się leje! Krzyki przeplatają się z płaczem! Sędziowie oczywiście w swoich bezpiecznych motorówkach kupionych za wpisowe zawodników pływają wokół nie dotykając rekinów i krzyczą do nas: ”To wasza wina bo zdejmujecie koła ratunkowe!”. Na wołania umierających odpowiadają: „Musicie zrozumieć, system jest najważnieszy! Musimy najpierw ochronić motorówki aby was ratować. Teraz najsłabsi, musicie to zrozumieć!”. Raz na jakiś czas udaje im się nawet kogoś wyciągnąć dając nadzieję pozostałym, że wreszcie dopłyną do któregoś z nich. W tym czasie na innych motorówka naukowcy gromadzą dane o umieralności, inni o wysokości fal na Grenlandii, inni o ilości krwi w oceanie i jaki to ma wpływ na szybkość gromadzenia się rekinów. Wszystko wysyłają do analityków przed komputerami, którzy wszystko szybko analizują w przerwie między pizzą , ćmikiem a kawą. Z tego pośpiechu kilka razy się im omsknęło i docierają do nas sprzeczne informacje, ale jakie to ma znaczenie czy fala ma 20cm czy 200cm? Jest nas coraz mniej, za to coraz więcej krwi. Już nie wiemy co było pierwotnym problemem; meduzy, których nikt nie zauważył, wysokie fale, rekiny, czy… opieka nad kimś kogo ubezwłasnowalniając nawet nie zapytaliśmy czy jej oczekuje. Niektórzy w porywie świadomości starają się wyrywać z kół ratunkowych i płynąć do brzegu już nie po to by wygrać, ale aby przeżyć. Jednak już nie sędziowie tylko wezwana policja i wojsko na motorówkach tłuką ich wiosłami krzycząc jednocześnie coś o solidarności społecznej. Niekórzy na statku w przypływie „geniuszu” dzwonią na ląd aby ratować dzieci i pozostałych kibiców przd falami i meduzami. Niektórzy jeszcze próbują pytać, „ale po co”? Po chwili jednak wszyscy na statku dzwonią po koła ratunkowe, po maści na obtarcia, po psychologów bo wielu z traumą pozostanie, po komputery, bo następne wyścigi ze względu na bezpieczeństwo odbędą się wirtualnie…
Po 4 godzinach do plaży dopływa mniej niż połowa z nas.
Wyczołgujemy się z wody i nikt już nie ma ochoty podchodzić do rowerów.
Ci, z którymi dzieliliśmy naszą pasję zostali w oceanie. Resztkami sił spoglądamy tylko na kibiców, którzy buczą na nas bo nie chcemy uczestniczyć w wyścigu. Trwało to jednak tylko chwilkę bo
organizatorzy rozdali im wodę, soki i jedzenie z naszych punktów odżywczych a sami przejęli nasze rowery i buty.
Nie walczyliśmy…
Ostatnim obrazem, który we mnie został, były dzieci w nadmuchnych kołach ratunkowych siedzące tyłem do oceanu przd ekranem komputera. Obudziłem się zlany potem, zaczerpnąłem powietrza i otworzyłem oczy.
Widok był ciągle jakiś nierealny. Siedziałem na piaszczystej plaży malutkiego akwenu, ale za moimi plecami za pleksiglasową ścianą przyglądało mi się mnóstwo ludzi oddzielonych od siebie ogromnymi kołami ratunkowymi. To dawało gwarancję dystansu, ale zmuszało do głośniejszego wyrażania myśli! Może dlatego słyszałem ich głosy. Matka wskazując na mnie tłumaczyła swojemu dziecku, że „to” na dole to człowiek pierwotny, który chciał pływać SAM, bez koła! Nie rozumiał, że kiedy macha, może potrącić innych, może wywołać falę, może ściągnąć rekiny, może nawet przenosić bezwiednie meduzy na plecach! „Wiesz oni byli tak zaadoptowani do bólu, że nawet nie zdawali sobie sprawy, że przenoszą go na nas! Zresztą popatrz jakie on ma mięśnie okropne, jak trzyma się prosto, jak patrzy nam w oczy?! Sam widzisz, że trzeba ich było zamknąć w rezerwatach!”
Słuchałem z niedowierzaniem i nie wiem czy z przekory czy w nadziei wskoczyłem do wody! Liczyłem, że koszmar zniknie, ale gdy się wynurzyłem, ciągle słyszałem matkę, która w panice zakrywała oczy dziecku krzycząc z wściekłością do obsługi: ”To niedopuszczalne! Obrzydliwa istota w wodzie!. To są wynaturzenia!!!”. Zanurkowałem głębiej! Już nie chciałem się wynurzyć. Odetchnąłem dopiero gdy zadzwonił budzik o 4.30 i zobaczyłem obok moją Żonę.

Nie na długo…
W zasadzie do chwili gdy omawiajc logistykę dnia, doszliśmy do godz 12.00 czyli lekcji WF w wersji on-line! Gdy już wszystkie stadiony zamienimy na szpitale a parkingi przy bieżniach lekkoatletycznych na punkty poboru wymazu, może przypomnimy sobie dawny świat, w którym nie trzeba było udowadniać swojej niewinności. Za to w tym czasie staraliśmy się budować własną odporność i szacunek do siebie samych. Dopiero po tym (wierzcie mi, bardzo ciężkim) procesie mogliśmy podjąć decyzję o podarowaniu fragmentu siebie (swojej wolności, życia) innym. Ale nawet wówczas istniał pewien haczyk, a w zasadzie dwa:
1… To my sami musieliśmy być gotowi do dawania. Nikt kto nie przeżył naszego życia nie mógł nam tego narzucić!
2… Chcieliśmy znać tę osobę albo grupę ludzi aby wiedzieć, że oni szanowali siebie! Nie dlatego aby oceniać czyje życie jest ważniejsze, ale z szcunku do Ich człowieczeństwa! Z szacunku do Ich osobistych wyborów, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Jednak aby zainspirować kogoś, aby chciało mu się chcieć zmierzyć z własnymi ograniczeniami potrzebne były prawdziwie wielkie osobowości; Rodzice, Dziadkowie, Nauczyciele, Artyści, Trenerzy złączeni wizją o tylko 1% większego człowieka ze wszystkimi Jego ograniczeniami, ale i jego nieograniczonością. Każdy z Nich był tak spełniony, że był gotów zrezygnować z fałszywej ambicji aby zbudować stabilne podstawy, prosty kręgosłup i skrzydła nowej istocie.

W 1989 zdecydowaliśmy, że nie potrzebujemy takiej edukacji! Globalny świat oczekiwał od nas czegoś innego. Wszystkich jak się okazało można było zastąpić EKRANAMI! Za ich sprawą i ideą czarodziejskiej bezobjawowości można było zmienić cały świat! DEMOKRACJA… 80% ludzi zdrowych wg definicji WHO musi dostosować się do 20% ZAGROŻONYCH …nawet nie CHORYCH?! Niezależnie od tego ile pracy włożyli lub nie włożyli jedni i drudzy w zbudowanie zdrowia (TAK! były takie czasy gdy wszyscy rozumieli, że zbudowanie i utrzymanie zdrowia to ciężka praca). MEDYCYNA, u podstaw której jest hipokratesowskie „przede wszystkim nie szkodzić” została zasąpiona MEDYCYNIZMEM, w którym decyzję o losach
ludzkich podejmują jedyni z wielu trendsetterów współczesnego świata czyli wirusolodzy. Nie zastanawiając się nad skutkami ubocznymi ani w teraźniejszości ani w przyszłości (kiedyś inni trendsetterzy-bakteriolodzy wszystko leczyli antybiotykami i też przekonywali, że nie będzie efektów
ubocznych, a teraz oczywiście nikt z nich nie ponosi odpowiedzialności za życie tych, którym „cuda” nauki zniszczyły florę bakteryjną).
PRAWO, które aby było prawem MUSIAŁO być TWARDE zostało bardzo szybko przystosowane do potrzeb przestraszonej większości. Innymi słowy, prawo nie ma znaczenia, jeżeli większość boi się o swoje życie! Wtedy cudze życie, nawet zgodne z prawem, nie ma znaczenia! Można, a nawet trzeba je poświęcić. Zwłaszcza jeżeli wszystkie „bezstronne” media łaczą się tylko w jednym komunikacie. To tak jakbyśmy przyjęli, że jeżdżąc samochodem nie ma znaczenia czy przestrzegasz przepisów ruchu drogowego czy nie! Zastanawiam się, jak zareagowałbyś gdyby po wypadku spowodowanym przez osobę, która złamała kilka z nich, ukarany zostałbyś… Ty. Dlatego, że Ona zginęła. Innymi słowy jechała z komórką przy uchu dociskaną ramieniem, ze szminką przy ustach trzymanądrugą ręką i wzrokiem w lusterku skierowanym na Nią a nie na drogę i dodatkowo wykonała manewr skrętu bez kierunkowskazu. Wyjeżdżała samochodem raz w tygodniu, tym samym nie była doskonałą w tej dziedzinie i poprzedniego wieczoru jak zwykle przez ostanie kilka lat wypiła za dużo alkoholu. Ty z kolei, przestrzegając wszelkich zasad nie
zdążyłeś zareagować. Ona traci życie, Ty tylko auto, ale konsekwencje spadają na Ciebie i to nie tylko logistyczne, organizacyjne czy finansowe, ale również moralne bo jednak niezależnie od tego, że to nie Ty powinieneś czuć się winny, jednak się czujesz! Ponadto, ponieważ tego typu wypadków zdażyło się kilka jednocześnie, świat zdecydował się zatrzymać cały ruch samochodowy.

Już nie uczymy jak żyć, nie uczymy jak być człowiekiem (wbrew pozorom wymaga to edukacji na najwyższym poziomie). Nie uczymy odpowiedzialności za swoje życie. Uczymy za to strachu przed kolejnymi kataklizmami, przed którymi jest tylko jeden ratunek, DANE (które tylko nieliczni potrafią interpretować) i NAUKA (kreowana również tylko przez wybranych). Strach przed śmiercią usprawiedliwia przecież wszystko.
Łamanie prawa, na które wszyscy się powołują, łamanie konstytucji, zmiana wszelkich definicji zdrowia i choroby… Nie obowiązuje już zasada dobrostanu psychofizycznego. Teraz NIE MOŻESZ BYĆ ZDROWY. Teraz jesteś tylko NIEPRZEBADANY.
Kapitan Żbik z kultowego komiksu lat 80, gdy przyszło mu się zmierzyć z agresją (terroryzmem strachu) w szkole, nie próbował wykładów i specjalnych lekcji etyki czy religii, nie podawał środków dopingujących tylko nauczył poszkodowanych judo! Już w tamtych „prymitywnych”czasach wiedziano, że nie mamy wpływu na świat zewnętrzny (agresja, kłamstwo, choroby, wirusy). Mamy wpływ tylko na siebie. Albo uczymy się strachu i bezradności, której konsekwencją jest wieczne oczekiwanie, że ktoś za mnie coś załatwi (bardzo wygodne) albo uczymy jak reagować i jak mierzyć się z bólem (trudne i naznaczone częstymi refleksjami nad własną słabością przed lustrem). Ale my, aby nie musieć spoglądać sobie w oczy, znowu postawiliśmy na… EKRANY!
WNIOSKI?
1) „Nie musisz się starać o siebie! Nie musisz pracować nad sobą! Nie musisz być uważny bo my naprawimy wszystkie Twoje błędy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości! Oczywiście nie słuchaj tych, którzy zazdrośnie mówią, że za Twoje pieniądze! To wszystko z miłości! My cię tak kochamy, że dla Ciebie zatrzymamy świat! A to, że kilka tysięcy, którzy się z nami nie zgadzają zginie? To konieczny koszt lepszego świata.”
2)”Płać boś głupi”… to do tych, którzy do tej pory przestrzegali zasad, i którzy w imię odpowiedzialności, wolności i niezależności wypracowywali wartość dodaną, którą dzielili się z innymi! To była cena, którą gotowi byli zapłacić za wolność samodzielnych decyzji i świadomość, że państwo „załatwi” za nich problemy pozostałych! Troszkę im się omsknęło bo państwo zamiast ich budować zwyczajnie ich kupiło.
3) Gdy na świecie pozostaną tylko naiwni wtedy „bogowie” łatwo wyrzucą ich do kosza, a gdy w trakcie lotu zapłaczą „przecież my Wam wierzyliśmy” („Wam” celowo z dużej, bo to swojego rodzaju fenomen, że istoty okradane tak szanują okradających) odpowiedzą „boście głupi”!

Babciu a co Ty na to?
„ Wnusiu …
Mówisz , że boicie się wirusa/wirusów tak bardzo, że zasłaniacie twarze ?
Mówisz, że za 72% śmierci na świecie odpowiadają choroby wywołane przejedzeniem, alkoholem, brakiem ruchu a tym samym stresem?
Mówisz, że to samo jest przyczyną ciężkiego przechodzenia waszego wirusa?
Mówisz, że wirusy mutują, ale na terenie słabych, pozbawionych własnej obrony organizmów?
I mówisz wreszcie, że wiedząc o tym ZAMYKACIE LUDZI W DOMACH ABY WIĘCEJ JEDLI PILI, MNIEJ SIĘ RUSZALI I ŻYLI W PERMANENTNYM STRACHU? GRATULUJĘ!
Mówisz, że budujecie KOMPUTEROWY świat sami jeszcze nie będąc doskonałymi ?
Mówisz, że zapewni Wam to bezstresową przyszłość?
Mówisz, że ze strachu o własną dupę jesteście w stanie poświęcić przyszłość Waszych dzieci?
Mówisz, że wierzycie, że szczepionka rozwiąże wasze wszystkie problemy?
Mówisz, że potraficie ocenić, czyje życie jest ważniejsze?
I to jest ta wasza cywilizacja i rozwój?!
Może zanim ostatecznie oddacie stery sztucznej inteligencji zatrzymajcie świat, ale nie po to aby siedzieć przed telewizorem tylko aby zrobić dla wszystkich OBÓZ DOBREGO ŻYCIA? Tylko to co odróżnia Was od maszyn, algorytmów, to co daje zmysłowe doświadczenia. Kultura, sztuka, sport, = podróże, dobre jedzenie… odwyk telefoniczny i komputerowy. Na rok!”

Ale kto za to zapłaci!?
„Jak pamiętam przez ten rok byli tacy, którzy zrobili fortuny.
Nie dość, że mogli pracować i zarabiać to jeszcze dostali wsparcie!
„Państwowcy” nie pracowali a i tak dostawali kasę. Może teraz, w imię solidarności społecznej pierwsi podzielą się swoimi dodatkowymi dochodami, a drudzy oddadzą fragment za nieprzepracowane godziny lub
choćby za paliwo, którego nie musieli kupować na dojazdy do pracy.
Branże poszkodowane, szybko staną na nogi i uwierzą w solidarność społeczną, o której tak trąbicie.”

DLA RÓWNOWAGI, MOŻE TERAZ POSTWICIE / PRZYPOMNICIE SOBIE ŻYCIE?

Może Ci się spodobać
PAPIERÓWKI
O NOSZENIU WĘGLA I RĄBANIU PODKŁADÓW…
KCYNIA
Kolarskie wirusy.

Zostw komentarz

Informujemy, że strona korzysta z plików cookies - zapoznaj się z - polityką prywatności

© Copyright Bogumił_Głuszkowski | Wykonanie- SEMTIM.PL